Z cyklu „Nasze losy”: Dzienniczek Janiny Niemczyk-Dominiak spisany w Indiach – VALIVADE (Wigilia)

Wigilia

Po długim i niecierpliwym oczekiwaniu, ku wielkiej naszej radości ukazała się pierwsza gwiazdka na indyjskim niebie. Przy stole usłanym sianem i pokrytym białym obrusem, zasiadła nasza harcerska rodzina do wspólnej wigilijnej wieczerzy.

Młoda dziewczyna, Janina Niemczyk – Dominiak, którą Sowieci wywieźli z rodziną na Syberię, jak wielu innych zesłanych Polaków z kresów opisuje swoje wojenne losy i Wigilię w Indiach, które przyjęły wiele polskich sierot z terenów Rosji. W drodze z Sibiru do Krasnowodzka traci siostrę i ojca, tam  wojsko polskie pod dowództwem pułkownika Zygmunda Berlinga organizowało przeprawę statkami do Persji wojsk generała Andersa, jak też ludności cywilnej zwolnionej z rosyjskich lagrów i innych miejsc przymusowej pracy w wyniku podpisanego w Moskwie porozumienia między Sikorskim a Stalinem 4 grudnia 1941 roku. Odprawiano 5 tysięcy ludzi dziennie towarowymi statkami. Czasem burza piaskowa uniemożliwiała załadunek ludzi i transporty niebezpiecznie się spiętrzały, powodując ogromne problemy logistyczne. Ostatni statek odszedł do Pahlawi 30 sierpnia 1942 roku zgodnie z umową.

 Po latach spędzonych na obczyźnie dzieci wróciły do kraju, nie wszystkie odnalazły swoje rodziny. Część trafiła do innych krajów, gdzie już byli ich krewni. Polski Czerwony Krzyż działał sprawnie łącząc pogubione rodziny. Ojcowie często byli w polskim wojsku, lub zginęli w walkach o wolną Polskę na wielu frontach II wojny światowej.

Wielomiesięczne okresy podróży  z dalekiej Syberii różnymi środkami lokomocji z przerwami by dorobić gdzieś na dalszą drogę i jedzenie ( w Rosji istniało wtedy powiedzenie; kto nie pracuje ten nie je),  towarzyszące w drodze  choroby – tyfus roznoszony przez stale dokuczające wszy nie wszystkim pozwoliły dotrzeć żywymi do przeprawy w wyznaczonym przez Sowietów czasie.

Osiedle Polskie w Valivade w księstwie Kolhspur w Indiach powstało dnia 16 czerwca 1943 roku licząc od przyjazdu czołówki kwatermistrzowskiej ze starostą osiedla na czele. Pierwszy transport Polaków przybył z obozu w Malir koło Karachi16 lipca 1943 r. Stan osiedla (Polish Refugees Camp) w lipcu 1945 r. przedstawiał się następująco;

Liczba mieszkańców 3878 osób, w tym mężczyźni ponad lat 19 – 313, kobiet w tym wieku 1677. Młodzieży szkolnej 1770 chłopców i dziewcząt, w tym w szkołach powszechnych 1048, w gimnazjum i liceum 557, w szkołach zawodowych 165. Akcja pozaszkolna Referatu Kult. Oświatowego Osiedla obejmuje kursy; pracowników Spółdzielczych, krawiecki, Czeladniczo-Mistrzowski, Motorowe, Kroju i Szycia, trykotarski, Pszczelarski, Introligatorski, oraz kursy dokształcające w zakresie szkoły powszechnej. Dotychczas 274 osoby ukończyły szkoły zawodowe, a 250 uczęszcza.

Na terenie osiedla istnieje Hufiec Harcerski liczący 300 zuchów, harcowniczek (ów), wędrowniczek, skautów i harcerek, zorganizowanych w 32 gromadach i drużynach, oraz kręgu starszo harcerskim.

Mój życiorys (pisany dnia 9 IX. 1945)

Urodziłam się dnia 21 stycznia w 1924 roku w kolonii Miłów, powiat Kopyczyńce, województwo tarnopolskie, gdzie ojciec mój był rolnikiem. W sąsiedniej wsi Wierzchowce ukończyłam 5 klas szkoły powszechnej, na cztery lata przed wojną, w którym to czasie ukończyłam 3-miesięczny kurs kroju i robót ręcznych, oraz pomagałam przy pracy w gospodarstwie. W Miłowie przebywałam do chwili wybuchu wojny. W roku 1940, 10 lutego wraz z rodzicami i rodzeństwem – starszą siostrą i młodszym bratem, zostaliśmy wywiezieni przez władze NKWD do Rosji – Ałtajski Kraj, Trocki rejon, posiołek Ozero Petrowskoje, gdzie przebywałam do końca 1941 roku. Po ogłoszeniu amnestii, w tym roku wyjechałam na południe Rosji do Kirgizstanu, zostawiając na Sybirze chorą siostrę w „Domu Inwalidów”. W Kirgistanie przebywałam do sierpnia 1942 roku. W drodze za granicę zostawiłam w szpitalu w Krasnowodzku ciężko chorego ojca, a po przyjeździe do Theranu straciłam matkę. W tym czasie brat wstąpił do Junaków. W tym osamotnieniu wstąpiłam do sierocińca i wyjechałam do Achwazu. Stąd na teren Indii, przez Karachi do Maliru, gdzie ukończyłam 6-tą klasę szkoły powszechnej, oraz wstąpiłam do ZHP. Następnie w roku 1943 przybyłam do Kolhapuz i zamieszkałam w osiedlu Valivade, gdzie ukończyłam I kl. Gimnazjum. Obecnie jestem o Zakładzie Wychowawczym im. Gen. W. Sikorskiego.

Niedziela dnia 24. XII. 1944

Zaraz po śniadaniu wzięliśmy się do roboty. Najlepsze kucharki wybrane zostały do kuchni, by przygotowywać różne smakołyki na święta i gotować potrawy na wigilię.

Inne druhny razem z druhem Instruktorem, zabrały się za urządzenie ołtarza, przy którym miała się odbyć pasterka, oraz urządzanie wigilijnego stołu.

Wigilia

Po długim i niecierpliwym oczekiwaniu, ku wielkiej naszej radości ukazała się pierwsza gwiazdka na indyjskim niebie. Przy stole usłanym sianem i pokrytym białym obrusem, zasiadła nasza harcerska rodzina do wspólnej wigilijnej wieczerzy.

Zwróceni myślą ku Polsce, ku tej ziemi naszej, usłanej śnieżnym puchem, dzieliliśmy się opłatkiem.

Kolacja składała się z kilku dań, pierożki z serem, sałatka, ryba, i kompot. Po wieczerzy śpiewaliśmy kolędy, te piękne polskie pieśni, które cały naród polski śpiewa w tym uroczystym dniu. Wigilia ta pozostanie mi na zawsze w pamięci, jako pierwsza spędzona na obozie harcerskim w Panhali.

Pasterka

Drzewa indyjskie szumią cicho, tysiące gwiazd zdobi ciemny firmament nieba, a księżyc rzuca swe blade promienie na górzystą okolicę Panhali, gdzie rozłożony jest nasz obóz harcerski. Za chwilę ma być odprawiona pasterka, na którą czekamy z niecierpliwością i mimo woli w duszy powstaje pytanie; czy to naprawdę dziś w nocy narodzi się mały Jezus, na tej obcej indyjskiej ziemi? Na tej ziemi, którą nigdy nie pokrył jeszcze mroźny śnieg, jak to było niegdyś w Polsce. Jeszcze chwilka i myśl zamienia się w rzeczywistość. Stoimy w szeregu, przed ołtarzem polowym urządzonym tuż przy ścianie skalnej, przy którym ksiądz kapelan rozpoczął mszę świętą. Po chwili zadrgał głos dzwonka, a z piersi harcerskich wydobył się śpiew, którego echo połączone z myślą o drogich Polakach cierpiących tam w kraju, biegło daleko…. na polski ląd, do braci harcerzy i łącząc się w jeden potężny chór serc, brzmiało „wśród nocnej ciszy”. Płynęły myśli ku zachodowi, gdzie widzieliśmy naszą ziemię okrytą śniegiem i naród polski uciemiężony, klęczący u żłobku Jezusa. Płynęła kolęda za kolędą, a ciszę nocną przerywał tylko od czasu do czasu łopot płomieni dwóch zniczów, które umieszczone były wysoko nad ołtarzem. Wielka i uroczysta to była dla nas chwila, gdyż jako harcerki miałyśmy to szczęście wysłuchać mszy świętej pasterskiej na obozie, w gronie harcerskiej rodziny. Chwila ta pozostanie nam na długo w pamięci, a kiedyś w wolnej Polsce będzie jednym z najmilszych wspomnień, przeżytym na dalekim tułaczym szlaku, w noc Bożego Narodzenia, kiedy to klęcząc u żłobka Bożej dzieciny śpiewaliśmy; „podnieś rączkę Boże dziecię błogosław ojczyznę miłą”.

Dnia 26. IX. 1945

Dzisiejszy dzień jest dla mnie bardzo smutny, gdyż dziś jest rocznica śmierci mamusi. Przychodzą mi na myśl te różne a jakże smutne wspomnienia; wygnanie, długa tułaczka, ciężkie prace w tajgach Sibiru o głodzie i chłodzie, a potem … rozłąka z siostrą, później z rozstanie się z tatusiem w Krasnowodzku i …. znowu cios, o jakże bolesny – śmierć mamusi. Widocznie Bóg tak chciał by odeszła od nas na zawsze, tu na obcym lądzie. O jak smutny, jak bardzo smutny ten dzień.

Smutno jest w żalu i tęsknocie

Żyć z dala od rodzimej chatki,

Lecz jeszcze smutniej jest sierocie,

Tu na obczyźnie być bez matki.

 

Rodzina Burskich z Tyńca Małego ściągnęła po wojnie do Polski krewną.

Dziękuję za  udostępnienie mi wojennego pamiętnika krewnej, pozwolono mi zapoznać szersze grono czytelników z okolicznościowymi fragmentami.

Tekst ten nie był nigdy publikowany, przepisałem z rękopisu i dopisałem rys historyczny.

Stanisław Cały

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykonaj działanie *