ROZSIEWANIE NAWOZÓW SAMOLOTEM W KOMBINACIE PGR GNIECHOWICE

Gniechowice – samolot ładowany taśmociągiem

Ostatnio temat nawozów staje się problemem, nie dość, że podrożały to jeszcze dostarczane były też z zagranicy. Z Rosji i Białorusi kupowaliśmy około 40 % nawozów i komponentów do ich produkcji. Rolnicy już widzą kłopoty, co będzie dalej? Ja widzę swój problem, czytając paragon po zakupach.

Na początku lat siedemdziesiątych w KOMBINACIE PGR GNIECHOWICE, jak i w wielu innych były silne naciski Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej na zwiększenie produkcji, mleka, mięsa, zboża i innych okopowych.

Zaraz po wojnie wydajność zbóż z hektara była słaba 16 kwintali, gdyż nawożono pola jedynie obornikiem, nawozów sztucznych było mało.

Jednym ze sposobów było wczesne nawożenie pól, na które po zimowych śniegach nie zawsze dało się jeszcze wjechać traktorami o słabej mocy na rozmokniętą ziemię. Od wczesnego podania nawozów zależała produkcja zbóż i rzepaku. Śniegi były solidne, nie takie ledwo co przyprószone pola. Wymyślono nawozić pola rozrzucając nawozy z samolotu. Ktoś rzucił pomysł, inny zatwierdził i pieniądze się znalazły. Wydajność wzrosła, ale też wzrosło zagrożenie wylegania zbóż. Tu pomocnym okazał się CCC (antywylegacz) chlorek chlorocholiny,  wzmacnia ukorzenienie i daje krótsze źdźbło, na którym to temacie ojciec robił doświadczenia, pisząc pracę magisterską w połowie lat sześćdziesiątych, pod kierownictwem profesorów Wyższej Szkoły Rolniczej we Wrocławiu.

Startował samolot z Gniechowic, Krobielowic, jak też z lotniska w Mirosławicach, gdzie odbywał się załadunek nawozów. Ojciec w książce „PIERWSZE LATA NA ZIEMIACH ZACHODNICH” wspomina, że kilkanaście lat po wojnie jeszcze często nawozy nawet w PGR-ach wysiewane na pola były ręcznie. Przy dużym areale był to już problem.

Gniechowice – samolot, ładowanie nawozów

W tej samej książce znajduję taki wpis: „ … prowadząc naradę produkcyjną (rok 1954), apelowałem o większe zaangażowanie, ażeby z 16 kwintali na hektar osiągnąć 18 kwintali na hektar średniej wydajności czterech podstawowych zbóż, otrzymałem odpowiedź, że to niemożliwe.

(…) w 1971 roku, gdy po rozdziale bardzo wysokiego funduszu zakładowego, na wesołym spotkaniu z załogą przypomniałem to niemożliwe z roku 1954 (…) było już 85 kwintali pszenicy z hektara.”

W kolejnym miejscu tej książki ojciec wspomina: „Pomimo upływu 10 lat od zakończenia wojny, rolnictwo wciąż było dostarczycielem produktów bez żadnych inwestycji. Główny kierunek państwa na industrializację, zaczynał przynosić nieśmiałe owoce, zaczynały się pojawiać w rolnictwie pierwsze oznaki mechanizacji, ale wciąż jeszcze prawie wszystkie prace były wykonywane ręcznie, nawet takie jak siew nawozów. Rzepak koszony był kosami zbierany na płachty. Zboże stawiano w sterty, omłoty trwały przez całą zimę. Organizacja pracy nie była najlepsza, bywało, że węgiel dowoziliśmy z dworca Świebockiego PKP do Gniechowic wozami konnymi, a przesyłane nam bydło pędziliśmy przez całe miasto ulicami i następnie szosą.”

Obecnie przy właściwej uprawie, dokładnym nawożeniu  i w dobrym roku można nawet powyżej 100 kwintali uzyskać z hektara.

Przeglądam protokół przekazania PGR Gniechowice z roku 1963, gdzie oprócz bydła było jeszcze sporo koni pociągowych, dbano też by koni przybywało.

Z protokołu stan koni:

Klacze  6 szt.

Wałachy 8 szt.

Źrebaki 2-3 lata 6 szt.

Źrebaki 1-2 lata 2 szt

Źrebaki do 0,5 roku 2 szt.

W Kombinacie PGR GNIECHOWICE, który był często odwiedzany przez różne delegacje krajowe i zagraniczne pokazywane były nowe sposoby uprawy roli i jak zwiększyć produkcję. W PGR Gniechowice mechanicy pod okiem profesorów z Wyższej Szkoły Rolniczej często sami produkowali urządzenia wspomagające uprawę roli. Nieliczne maszyny były według rozdzielnika przydzielane.

Profesorowie Wyższej Szkoły rolniczej doglądają pracę samoróbki

Brakującą pszenicę sprowadzano do Polski z Kanady i, jak mówiono, ze Związku Radzieckiego. Pamiętam jak w prasie napisano; na redzie w portach stoi kilkanaście statków do rozładowania pszenicy z Kanady. Przeszła noc, z kilkunastu zrobiło się kilka, gdzieś zniknęły pozostałe, popłynęły Bałtykiem dalej. Tego już nie napisano. Ale była to pewna wiadomość z Radia Wolna Europa.

W każdej zagrodzie rolników indywidualnych we wsi było sporo bydła, więc i mleka. Rolnik wyżywił swoją rodzinę i jeszcze oddawał na obowiązkowe dostawy, mleko, mięso i zboże. Paszę dla bydła i trzody produkowało się samemu w gospodarstwie. Każdy kawałek ziemi był zagospodarowany, nawet rowy melioracyjne były wykaszane na siano.

Partia apelowała by zwiększyć produkcję. Wieś produkowała więcej mleka, mięsa, zboża, ale w sklepach tego się nie widziało. Gdzieś ten towar ginął.

W pewnym czasie zaczęły się w kraju niepokoje społeczne, przyspawano do szyn na wschodzie Polski wagony z mięsem, które miały jechać w stronę granicy.

Urealniła się wymiana handlowa ze wschodem, na wsi już nie znajdziesz krowy, świni, no może gdzieś jakaś kura się trafi, a jedzenia mamy pod dostatkiem. Cud! Nie, to był rynek bez dna, który pochłaniał wszystko. Od tego zaczęły się w kolejnych latach powolne wzrosty, żywności.

Ja będąc na wymianie pracowników w Leningradzie w mieszkaniu znajomej Rosjanki widziałem, polskie masło, polski telefon stojący na polskich meblach. W zamian dostawaliśmy plany czołgów do produkcji w Łabędach i inne uzbrojenie.

Jednostki Armii Radzieckiej z rejonu Dolnego Śląska jesienią kupowały w PGR-ach ziemniaki na zimę, był to dobry odbiorca, przysłali żołnierzy, sami segregowali, ładowali, dobrze i szybko płacili. Przecież płacili pieniędzmi polskiego podatnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykonaj działanie *