Rok 1945 – tajemnica rosyjskiego lotniska

Miesiąc luty przypomina o zajęciu w wyniku działań wojennych w roku 1945 terenów gminy Kąty Wrocławskie przez oddziały Armii Radzieckiej. W Kątach pierwsi żołnierze radzieccy pojawili się 8 lutego 1945 roku.

Opowiada Niemiec, pan Felix Schön, ówczesny mieszkaniec wsi Sadewitz, Schill obecnie Sadowice, w chwili wkroczenia wojsk radzieckich do wsi miał 9 lat.

– Ojciec miał na ścianie mapę ówczesnych Niemiec i każdego dnia po meldunku w radiu zakreślał zbliżający się front.

W czasie nalotów chowaliśmy się w podziemiach mauzoleum rodziny Sauermów, powstałym w roku 1820 (obecnie w ruinie), położonym w parku angielskim przy pałacu, gdzie siedząc na trumnach czekaliśmy aż przestaną latać samoloty.

W nocy z 10 na 11 lutego ostatniego roku wojny do wsi wjechały czołgi radzieckie od strony autostrady. Następnie dniem i nocą przechodziła piechota zacieśniając pierścień wokół Festung Breslau, po kilku dniach twierdza była już okrążona.

W obiekcie dróżnika kolejowego przebywała grupa 10 żołnierzy niemieckich, którzy zostali zastrzeleni przez nacierającą za czołgami piechotę. Sześciu pochowanych jest w nieoznakowanej mogile nieopodal przejazdu, za budynkiem, trzech w parowie (jednego Ślązaka rodzina z opolskiego ekshumowała i przeniosła na cmentarz rodzinny), jeden – zabity w czasie ucieczki, pochowany został w lesie przy drodze.

Przy przejeździe kolejowym pochowano też ofiary ataku lotniczego na pociąg. Pociągi do czasu zajęcia tego terenu przez wojska radzieckie, po tym nalocie, jeździły już tylko nocą, by uniknąć ataków z powietrza.

Od początku kwietnia na łące osłoniętej lasem, nieopodal wsi Sadowice, powstało tymczasowe polowe radzieckie lotnisko. Zgromadzono tam sporo amunicji, bomb lotniczych – nocą odbywały się naloty na Festung Breslau, aż do zakończenia wojny.

Źle pilnowany skład amunicji mieszczący się w kępie drzew, został przez Niemca wysadzony, dopadli go radzieccy żołnierze i zginął kilkadziesiąt metrów od miejsca wybuchu. Pochowany został tam gdzie padł – przy rowie, miejsce wskazał pan Felix.

Rosjanie uzupełnili skład bomb, który był już lepiej pilnowany.

Lotnisko działało do końca wojny. Na terenie Gminy Kąty Wrocławskie i przyległych było kilka lotnisk polowych radzieckich. Jako dzieci chodziliśmy podglądać, jednak pilnujący terenu żołnierze odpędzali nas, mówił pan Felix.

Piloci radzieccy mieszkali we wsi, w domach tych Niemców, którzy uciekli w stronę Kłodzka, nie było z nimi jakichkolwiek zadrażnień. We wsi pozostało jedynie 6 rodzin niemieckich.

Resztki niewykorzystanej amunicji pod koniec 1949 roku wysadzili na miejscu już polscy saperzy, ostrzegając miejscową ludność o działaniach. We wsi nakazano pootwierać wszystkim okna, po wybuchu powstał krater. Jako dzieci zbieraliśmy reszki niewypalonego trotylu i wkładaliśmy do ogniska na kartoflisku.

Dzisiaj, po 69 latach, są tam dalej głębokie leje po wybuchach amunicji.

Wojska radzieckie przebywały na terenie Sadowic do początku jesieni roku 1945, następnie ogołocony majątek przejęli żołnierze polscy.

W większych obiektach na terenie gminy, radzieckie służby medyczne urządzały tymczasowe szpitale wojskowe, w szpitalach tych przebywali również ranni żołnierze niemieccy – wspomina Felix Schön.- W Sadowicach też był szpital wojenny.

Wiele rodzin niemieckich uciekło ze wsi w rejon Kłodzka w stronę Czechosłowacji, przed nacierającą Armią Radziecką, po zakończeniu wojny powrócili wszyscy oprócz jednej rodziny, która udała się na zachód do krewnych.

Przybyłe do wsi wojska radzieckie zarekwirowały wszelkie bydło i konie. Powracający pod koniec czerwca z rejonu Kłodzka mieli jakieś konie i pojedyncze sztuki bydła, tego już Rosjanie nie zabrali. Ze strony żołnierzy radzieckich ludność cywilna nie miała większych kłopotów, no może tylko wtedy, gdy zbierali zegarki… W innych miejscowościach w okolicy już były poważne zatargi żołnierzy radzieckich z ludnością niemiecką – wspomina pan Felix (w ich wsi piloci radzieccy, najczęściej oficerowie, to byli inteligentni ludzie jak twierdzi, dbali by inni żołnierze nie robili krzywdy miejscowym).

W tym czasie przybywali już przesiedleni Polacy z Kresów Wschodnich.

Pamiętam, był to wrzesień – wspomina pan Felix – przybyłe polskie dziewczynki, biednie ubrane, chodziły boso. Miejscowa ludność niemiecka pomagała Polakom adaptować się do nowych warunków, zaopatrzyli potrzebujących w ubrania. Niemki dopasowywały dziewczynkom na maszynie sukienki. Jeszcze jakiś czas musieli dzielić się wszystkim. Cywile obu stron byli przegrani w tej okrutnej wojnie.

Pan Felix wspomina tramwaj konny na trasie dworzec kolejowy – Rynek, za parę fenigów można było przejechać, z czego podczas pobytów w Kątach korzystał. Opowiadał też o ciotce, która była akuszerką i po wojnie wizytowała rowerem obłożnie chorych Niemców i Polaków w ich domach. Miała na rękawie opaskę ze znakiem czerwonego krzyża i dokument na rower w języku polskim i rosyjskim, gdzie napisano, ze rower nie podlega rekwizycji. Mam podobny dokument swojego ojca.

Często brała młodego Felixa do Kątów, by pomógł zdobyć potrzebne jej medykamenty z zamkniętej apteki w Rynku. Dziewięcioletni Felix przez wąskie okienko piwniczne wchodził przez piwnicę do apteki i wynosił potrzebne leki, które miał zapisane na kartce. Wiele było półproduktami, z których jego ciotka przyrządzała maści czy inne mieszanki. Jesienią 1945 roku pani mgr Kwapińska uruchomiła aptekę.

Chorych było wiele na tyfus, czerwonkę i tp choroby. Popularna była wszawica z którą ciężko się walczyło w pierwszych powojennych latach i była powodem rozprzestrzeniającego się tyfusu.

Pierwsze transporty wysiedleńców niemieckich rozpoczęły się już w końcu 1945 roku. Ostatnie transporty z Sadowic odjechały około czerwca 1946 roku, poprzez punk zborny w Kątach Wrocławskich w budynku obecnego GOKiS, ich domy i mienie zajmowała ludność polska ze wschodu, często w pierwszym okresie rodziny niemieckie i polskie mieszkały razem.

Do transportu Niemcy mogli zabrać ograniczoną ilość mienia i pieniędzy, jedynie pozwalano na podręczny bagaż. Milicja w Kątach robiła rewizje – kosztowności oraz pieniądze w nadmiarze zabierała.

Rodzina pana Felixa nie mogła wyjechać tuż po wojnie z powodu choroby zakaźnej matki – tyfusu. Akcja przesiedleńcza zastała zakończona i do Niemiec pojechali już w latach pięćdziesiątych, w trakcie akcji tzw. łączenia rodzin.

Stanisław Cały

.