1 maja 1951 r. we Wrocławiu

 

Na fotografii na pierwszym planie widoczny jest prowadzący kolumnę jeźdźców z okazji 1 maja 1951 roku  Józef Kloc, kierownik PGR Kębłowice, przedwojenny wachmistrz z kawalerii, na placu Grunwaldzkim. Jeźdźcy ci to pracownicy PGR-ów  Zespołu Pietrzykowice.

Jak wspomina mój ojciec Feliks Cały:

„Józefa Kloca pierwszy raz spotkałem w czasie okupacji niemieckiej w 1944 roku w majątku Zielów pod Lwowem. Pracował tam przy obsłudze koni wierzchowych dla oficerów niemieckich. Mieszkał w sąsiednim majątku i dojeżdżał małą bryczką, którą ciągnęły dwa kuce. Konie to była jego pasja życiowa.

Drugi raz spotkałem Józefa Kloca na zebraniu w Pietrzykowicach w 1949 roku, pracował wtedy w zajętym po wojnie przez wojsko polskie majątku Biskupice. Umówiliśmy się na najbliższą niedzielę i ja z Sośnicy pojechałem do Biskupic rowerem autostradą. Spotkanie odbyło się naturalnie przy wódce, do której Józef Kloc miał słabość. Jazda powrotna rowerem bez przeszkód, autostradę w tym czasie czasem zajmowały furmanki, rowerzyści i wyjątkowo jakiś pojazd wojskowy.

Kolejne spotkanie w Kębłowicach w roku 1950, gdzie ja trafiłem na stanowisko księgowego, a Józef Kloc po dwóch miesiącach na stanowisko kierownika PGR. Poprzedni kierownik Karski był kilka dni i uciekł pieszo przez lotnisko do Wrocławia po rozmowach z milicją ze Smolca, widząc że UB się nim interesuje. Przed Karskim był taki co nie uciekł, a miał coś w życiorysie związanego z AK, więc jego aresztowali. Takie to były czasy. Józef Kloc też po jakimś czasie miał problemy z UB.”

Plac Grunwaldzki jeszcze w 1951 roku to sterty gruzów po wypaleniu i wyburzeniach domów przez Niemców w ostatnich dniach wojny i walkach o Festung Breslau. Na placu tym zginęło wiele ludzi różnych narodowości w trakcie robót przymusowych przy wykonywaniu lądowiska dla samolotów, pomiędzy obecnym mostem Grunwaldzkim a Szczytnickim (Kaiserbrücke i Fürnstenbrücke). Robotnicy ci mieszkali stłoczeni w ciężkich warunkach w budynku szkoły im. Clausewitza, przy obecnej ulicy Hauke Bossaka.

Świadek niszczenia  przez dowództwo Festung Breslau pięknego miasta z wieloma zabytkami  – ksiądz Paul Peikert opisuje w swojej książce ”Kronika Dni Oblężenia” jak umierało miasto i ludzie w ostatnich dniach wojny.

Przypomnijmy, lotnisko w Strachowicach i polowe w Gądowie były już w tym czasie w rękach Armii Czerwonej. Kilkanaście tysięcy ludzi więc każdego dnia ręcznie usuwało gruzy na sterty, by przygotować pas startowy. Daremna to była praca, żaden samolot z tego pasa przy placu Grunwaldzkim nie odleciał… Wielu zginęło  od ostrzałów artylerii, jak też podczas nalotów radzieckich z lotnisk pod Oleśnicą i Oławą.

 

Stanisław Cały

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykonaj działanie *